BLOG

Najbardziej czarny z czarnych kotów

Najbardziej niemożliwy: znaleziony 1 listopada, na cmentarzu. Filemon. Najbardziej konsekwentna z czarnych bestii: potrafił siedzieć na krześle tak długo, aż śmiertelny i zdecydowanie większy od niego wróg, niczego się nie spodziewając, przeszedł pod krzesłem. I wtedy wbijał mu pazur prosto w zadek. Najlepszy wuj i opiekun kociąt, które przynosiłam całymi kartonami.

To on dbał o to, żebyśmy zawsze mieli co sprzątać. Kichał wszystkim, co wpadło mu do nosa przy jedzeniu, bo mimo trzech operacji nie udało się chirurgom uporać z jego rozszczepem podniebienia. To on nasikał pewnego upalnego dnia prosto na pracujący wentylator. To on udowodnił mi, że są koty, które potrzebują kilkunastu dokładek każdego dnia.

To on otworzył drzwi wyjściowe z mieszkania, wykorzystując ten jeden raz, kiedy zapomnieliśmy przekręcić klucz. To on siedział potem w progu, kiedy wszyscy pozostali nasi podopieczni wyszli. Brakowało mu tylko chusteczki trzymanej w łapce, którą machałby im na pożegnanie. To on nadał nazwę mojej firmie, gdy powstawała ponad 10 lat temu.

Najlepszy z kotów, jakiego znałam. Filemon. Wiele razy udowadniał nam, że jest nieśmiertelny. Jego nieśmiertelność skończyła się dwa tygodnie temu. Nie miał siły czekać na kolejny Dzień Czarnego Kota.